Wreszcie skończyłem...
Komentarze: 0
Wreszcie udało mi się skończyć tzw. pracę końcową (dyplomową/ semestralną) na studiach podyplomowych.
Strasznie długo to trwało... Próbowałem to - bezskutecznie - dostarczyć swojej promotorce e-mailem, lecz po trzykrotnej próbie - po prostu zawiozłem jej do Katedry na uczelni.
Z Akademii Ekonomicznej (Wrocław) przyszło pismo, że skreślają mnie z listy słuchaczy / studentów studiów podyplomowych. Ale już złożyłem podanie o przywrócenie ( pewnie znowu się uda... ). Wtedy - tylko obrona = egzamin końcowy i już dostanę dyplom ukończenia tych studiów. Tylko - po co ja je do cholery robiłem? Bezsensowna inwestycja? Może i tak, ale być może kiedyś to mi się do czegoś przyda.
Inna sprawa - w wieku 42 lat rozpocząłem intensywną naukę angielskiego. Uczę się od trzech lat - głównie za pomocą metody Supermemo (Advanced English Speed up!) - ale chodzę też na kursy do szkoły International House.
To w tej chwili bardziej sztuka dla sztuki - ale myślę, że niebawem znajomość angielskiego przyda mi się (może w jakiejś nowej pracy?)
Relatywistycznie rzecz biorąc - to zależy, czy zechcę zmienić pracę (chyba, że to robota mnie rzuci) ...
Pewnie w obawie przed utratą zdrowia już drugi rok katuję się na siłowni, bo:
chciałbym schudnąć (a teraz mam nadwagę ca 18 kg i BMI ponad 30) chciałbym trochę lepiej wyglądać (klata, bicepsy, "sześciopak") mam sporo wolnego czasu (żona od rana do nocy w swojej kancelarii radcowskiej, córka skończyła studia i się bawi w życie) a nie chcę go tracić na "wódę, czkawkę i Gwiżdż Janinę..." spotykam tam innych luczi - nastawionych na ciężką pracę, ciekawych i - wbrew stereotypom - niegłupich.A może wrócić też do śpiewania i grania na gitarze?
Dodaj komentarz